Oszuści na rynku suplementów diety – metody i konsekwencje
Niebezpieczny suplement czy zbawienny eliksir?
Pamiętam, jak kilka lat temu moja ciotka Anna zaczęła brać nowy suplement diety, który obiecywał cudowne efekty dla jej zdrowia. Była tak podekscytowana, że nie mogła się doczekać, aż tych fantastycznych rezultatów zacznie doświadczać. Niestety, po kilku tygodniach zaczęła martwić się, że coś jest nie tak – skarżyła się na bóle żołądka, problemy z trawieniem i nagłe wahania nastroju. Gdy w końcu przebadała się dokładniej, okazało się, że ten „cudowny” suplement zawierał niebezpieczne substancje, które wzajemnie wchodziły w szkodliwe interakcje z jej lekami. Na szczęście udało się to szybko wyłapać, zanim stało się coś poważnego.
Niestety, historia mojej ciotki to tylko jeden z wielu przykładów na to, jak rynek suplementów diety może być niebezpiecznym polem minowym dla nieświadomych konsumentów. Według danych Najwyższej Izby Kontroli, polski rynek suplementów rozwija się w zastraszającym tempie – od 2007 roku do 2016 roku liczba produktów zgłoszonych jako „suplementy diety” wzrosła z zaledwie 3-4 tysięcy rocznie do ponad 74 tysięcy! NIK zwraca uwagę, że wprowadzanie tych produktów na rynek jest praktycznie poza skuteczną kontrolą, a wiele z nich okazuje się zafałszowanych lub wręcz niebezpiecznych dla zdrowia.
Nieuczciwi gracze na rynku
Dlaczego rynek suplementów diety stał się tak łakomym kąskiem dla nieuczciwych producentów i dystrybutorów? Cóż, kuszące perspektywy zysku oraz ogromne, wciąż rosnące zapotrzebowanie konsumentów na te produkty stwarzają wyjątkowo sprzyjające warunki do nadużyć.
Globalny popyt na żywność, w tym suplementy, rośnie w zastraszającym tempie z powodu stale zwiększającej się liczby ludności na świecie. Jednak ten wzrost popytu otworzył furtkę dla oszustów, którzy zaczęli zalewać rynek produktami niespełniającymi norm. Producenci i dystrybutorzy suplementów często kuszą konsumentów fałszywymi obietnicami, podszywają się pod znane marki lub wręcz wprowadzają do obrotu zafałszowane lub niebezpieczne preparaty.
Przykładem tego typu nieuczciwych praktyk może być historia, którą ujawniła Najwyższa Izba Kontroli. Otóż w trakcie przygotowywania swojej kontroli NIK natknęła się na ogłoszenie internetowe oferujące substancję zwaną potocznie „pigułką gwałtu”. Okazało się, że to nielegalne i niebezpieczne narkotyczne środki, które były cyklicznie oferowane na stronach z suplementami diety! Po zawiadomieniu prokuratury wszczęto postępowanie karne w tej sprawie, ale obrazuje to dobitnie, jak bardzo nieuczciwy i niebezpieczny może być ten rynek.
Luki w systemie kontroli
Dlaczego takie sytuacje w ogóle mają miejsce? Cóż, głównym problemem jest to, że wprowadzanie suplementów diety na rynek w Polsce jest niezwykle łatwe i praktycznie pozbawione skutecznej kontroli. Wystarczy, że producent poprawnie wypełni formularz notyfikacyjny i może od razu wprowadzić swój produkt do sprzedaży – bez konieczności wcześniejszego badania jego składu czy bezpieczeństwa.
Co więcej, nawet gdy organy nadzoru wykryją problem z danym suplementem, czynności wyjaśniające mogą trwać latami. Średni czas weryfikacji powiadomień o nowych suplementach to aż 455 dni, a maksymalnie nawet 817 dni! Oznacza to, że niebezpieczne produkty mogą być sprzedawane przez cały ten czas, zanim cokolwiek się z nimi zrobi.
Co gorsza, nawet gdy Główny Inspektor Sanitarny wykryje zagrożenie ze strony danego suplementu, to często nie podejmuje wystarczających działań, by go wycofać z rynku. Przykładowo, w sprawie suplementu zawierającego niebezpieczne substancje stymulujące, do dnia zakończenia kontroli NIK wycofano jedynie 316 opakowań, podczas gdy od 2012 r. dystrybuowano ponad 10 tys. opakowań tego produktu!
Oszukańcze praktyki reklamowe
Kolejnym poważnym problemem na rynku suplementów są nieuczciwe praktyki reklamowe stosowane przez producentów i dystrybutorów. Reklamy często przypisują suplementom właściwości lecznicze, sugerują, że są one niezbędnym elementem codziennej diety, a nawet obiecują szybką poprawę zdrowia – mimo że suplementy diety nie mają takich uprawnień.
Producenci często stosują też praktykę „znaków parasolowych” (ang. umbrella branding), polegającą na upodobnianiu suplementu do znanej marki środka leczniczego. Takie działania wprowadzają konsumentów w błąd co do rzeczywistych właściwości danego produktu.
Co gorsze, organy państwowe odpowiedzialne za nadzór nad reklamą suplementów diety, takie jak Prezes UOKiK czy Główny Inspektor Sanitarny, podejmowały zbyt mało działań, by ukrócić te nieuczciwe praktyki. Większość zgłoszeń dotyczących nieprawidłowości w reklamach była przekierowywana do innych instytucji, zamiast być skutecznie rozpatrywana.
Niebezpieczne składniki i zagrożenia dla zdrowia
Być może najbardziej przerażającym aspektem rynku suplementów diety są liczne przypadki, gdy okazywały się one zawierać niebezpieczne, a nawet szkodliwe dla zdrowia składniki. Badania zlecone przez NIK wykazały, że w wielu suplementach nie było deklarowanych na opakowaniu składników, a zdarzały się wręcz preparaty zafałszowane i szkodliwe dla zdrowia lub życia konsumentów.
Na przykład, w jednej z badanych próbek stwierdzono obecność bakterii chorobotwórczych z grupy Enterococcus Faecium, czyli tzw. bakterii kałowych, co stwarzało poważne zagrożenie dla zdrowia i życia konsumentów. W innych suplementach z grupy probiotyków stwierdzono niższą niż deklarowana na opakowaniu liczbę korzystnych bakterii lub wręcz ich brak.
Ponadto, badania wykazały, że wiele suplementów zawierało składniki, które mogą wchodzić w niebezpieczne interakcje z lekami lub powodować poważne działania niepożądane, takie jak rakotwórczość, zatrucia pokarmowe czy nawet zagrożenie życia. Wśród nich znalazły się m.in. stymulanty podobne strukturalnie do amfetaminy, substancje psychoaktywne czy związki azotanowe.
Konsekwencje dla zdrowia konsumentów
Skutki takich nieuczciwych praktyk na rynku suplementów diety mogą być naprawdę dotkliwe dla zdrowia konsumentów. Osoby, które zamiast zdrowej diety sięgają po suplementy, mogą narazić się na poważne problemy zdrowotne, a nawet zagrożenie życia.
Przykładem może być historia mojej ciotki Anny, która w wyniku zażywania niebezpiecznego suplementu doświadczyła bólów żołądka, zaburzeń trawienia i wahań nastroju. Ale skutki mogą być o wiele poważniejsze – według opinii biegłych, niektóre z badanych suplementów mogły prowadzić do rozwoju ropni, zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, a nawet nowotworów.
Co gorsza, organy państwowe niechętnie reagowały na wykryte zagrożenia i zwlekały z wycofywaniem niebezpiecznych produktów z rynku, narażając konsumentów na dalsze ryzyko.
Potrzeba pilnych reform
Podsumowując, rynek suplementów diety w Polsce jest areną wielu niebezpiecznych praktyk ze strony nieuczciwych producentów i dystrybutorów, które mogą prowadzić do poważnych konsekwencji zdrowotnych dla konsumentów. Kluczowe problemy to:
- Łatwość wprowadzania suplementów na rynek bez badania ich składu i bezpieczeństwa
- Nieskuteczność kontroli i nadzoru nad rynkiem ze strony organów państwowych
- Nieuczciwe praktyki reklamowe wprowadzające konsumentów w błąd
- Liczne przypadki zafałszowań i obecność niebezpiecznych składników w suplementach
Dlatego pilnie potrzebne są kompleksowe reformy prawne i organizacyjne, które przywrócą bezpieczeństwo na tym rynku. Musi to iść w parze z szeroko zakrojoną akcją edukacyjną, uświadamiającą konsumentom realne zagrożenia związane z nieodpowiedzialnym stosowaniem suplementów diety. Tylko w ten sposób możemy skutecznie chronić zdrowie i życie Polaków przed nieuczciwymi praktykami na rynku suplementów.