Gdy pożyczka staje się koszmarem – jak się bronić

Gdy pożyczka staje się koszmarem – jak się bronić

Wzlot i upadek paczkomatowej rewolucji – historia InPostu na warszawskiej giełdzie

Na początku minionej dekady nazwa InPost była synonimem szybkiego rozwoju i obiecującej przyszłości na polskim rynku. Paczkomatowa rewolucja, którą prowadziła spółka, wydawała się nie mieć granic. Jednak to, co mogło być spektakularnym sukcesem, ostatecznie przerodziło się w koszmar dla drobnych inwestorów. Historia InPostu na GPW to lekcja, z której warto wyciągnąć wnioski.

Pierwsza połowa lat 2010. to na warszawskiej giełdzie czas dynamicznego rozwoju kilku spółek kontrolowanych przez prywatnych inwestorów. W tym gronie wyróżniał się właśnie InPost – należący do firmy Integer.pl. Jeszcze w 2009 roku akcje tej spółki kosztowały około 17 zł, by cztery lata później osiągnąć zawrotną cenę 330 zł. Integer.pl i InPost stały się ulubieńcami inwestorów, a sama spółka została uhonorowana tytułem Mistrza GPW w 2013 roku.

Co znajdowało się u podstaw tej imponującej wyceny? Przede wszystkim nadzieja na podbój rynków paczkomatowych na całym świecie. InPost rozwijał sieć tych automatów pocztowych w błyskawicznym tempie, a plany ekspansji sięgały nawet Ameryki Północnej i Chin. Jednocześnie liberalizacja rynku przesyłek listowych w Polsce dawała spółce szansę na poszerzenie udziału w tym segmencie kosztem tradycyjnej Poczty Polskiej. Dodatkowo, InPost skutecznie zabezpieczał sobie kontrakty rządowe, stając się wręcz naturalnym konkurentem państwowego monopolisty.

Niestety, ten obraz prosperity okazał się zbyt optymistyczny. Już pod koniec 2013 roku notowania akcji InPostu przestały rosną, a zyski spółki zaczęły się kurczyć. Pojawiały się również głosy krytykujące jakość usług listowych i warunki pracy pracowników. Kluczowym ciosem okazało się jednak wygranie w 2015 roku przez Pocztę Polską kluczowego przetargu na obsługę usług pocztowych. Oznaczało to utratę przez InPost kluczowego kontraktu, który do tej pory zapewniał spółce stabilne przychody.

Próba ratowania sytuacji poprzez wydzielenie samego InPostu na giełdę także nie powiodła się. Spółka zanotowała duże straty, a jej notowania gwałtownie spadły. W tej sytuacji Rafał Brzoska, założyciel i główny udziałowiec InPostu, wraz z funduszem Advent, postanowił wyciągnąć spółkę z giełdy.

Wezwanie na akcje jako instrument ratunkowy

Wezwanie na akcje InPostu i jego matki – spółki Integer.pl – miało być ratunkiem dla obu podmiotów. Jak się jednak okazało, było to bolesne doświadczenie dla drobnych inwestorów, którzy zaledwie półtora roku wcześniej zaufali perspektywom rozwoju InPostu.

Audyt przeprowadzony przed wezwaniem ujawnił poważne problemy finansowe obu spółek. Zarząd informował, że bez przeprowadzenia przymusowego wykupu akcjonariuszy, firma nie będzie w stanie uregulować swoich zobowiązań. Inwestorzy stanęli więc przed wyborem: sprzedać akcje po cenie zaproponowanej przez Rafała Brzoskę i Advent, lub liczyć na niepewną przyszłość spółki.

Ostatecznie wezwanie okazało się sukcesem. Akcjonariusze InPostu sprzedali swoje udziały po 11 zł za akcję, podczas gdy nieco ponad rok wcześniej płacili za nie 25 zł w ofercie publicznej. W przypadku spółki-matki, Integer.pl, cena wykupu wyniosła 49 zł, podczas gdy jeszcze w 2013 roku akcje kosztowały ponad 300 zł.

Drobni inwestorzy znaleźli się w trudnej sytuacji. Z jednej strony, mieli możliwość odzyskania przynajmniej części zainwestowanych środków, z drugiej – ich nadzieje na spektakularny zysk legły w gruzach. Dodatkowo, ograniczony dostęp do informacji na temat rzeczywistej sytuacji finansowej spółek utrudniał im podjęcie świadomej decyzji.

Odrodzenie InPostu – sukces po stratach

Zdaniem ekspertów, kluczowym elementem, który uratował InPost, było pozyskanie inwestora strategicznego w postaci funduszu Advent. Dzięki niemu spółka mogła przeprowadzić gruntowną restrukturyzację, uporządkować finanse i skoncentrować się na najbardziej perspektywicznym obszarze działalności – paczkomatach.

Efekty tych zmian widać dziś wyraźnie. W 2020 roku InPost zanotował blisko 167 mld zł przychodów i ponad 6,3 mld zł zysku operacyjnego EBITDA. Spółka agresywnie rozbudowuje sieć paczkomatów, która liczy już ponad 10 000 urządzeń w Polsce, a jej usługi są chętnie wybierane przez takie firmy, jak Allegro.

Obecnie InPost szykuje się do powrotu na giełdę, tym razem na amsterdamskiej Euronext. Prognozowana wycena spółki to nawet 32 mld zł, czyli ponad 100-krotność jej notowań z 2015 roku. To imponująca przemiana, choć z goryczą mogą ją obserwować ci, którzy stracili na pierwszej giełdowej przygodzie InPostu.

Lekcje z historii InPostu

Historia InPostu na GPW to ważna lekcja dla wszystkich inwestorów. Pokazuje, że nawet pozornie pewny i perspektywiczny projekt może napotkać na nieoczekiwane przeszkody, które mogą obrócić go w niemały koszmar. Kilka kluczowych wniosków:

  1. Dywersyfikacja to klucz: Należy rozproszyć swoje inwestycje, aby nie polegać na powodzeniu pojedynczego projektu. Nawet najlepiej rokujący biznes może nieoczekiwanie napotkać problemy.

  2. Czujność i obiektywizm: Nie wolno dać się zaślepić wizjonerstwu i entuzjazmowi. Należy stale analizować sytuację firmy, uwzględniając zagrożenia i ryzyka, a nie tylko atrakcyjne perspektywy rozwoju.

  3. Dostęp do informacji: Inwestorzy mniejszościowi często mają ograniczony wgląd w sytuację spółki. Dlatego ważne jest, by przed podjęciem decyzji inwestycyjnej dokładnie przeanalizować wszystkie dostępne dane.

  4. Siła większego gracza: Historia InPostu pokazuje, że w starciu z silnym graczem, jakim była Poczta Polska, mniejsze podmioty mogą mieć bardzo ograniczone możliwości. Należy to uwzględniać, oceniając potencjał inwestycji.

Lekcja płynąca z upadku InPostu na GPW jest niezwykle cenna. Inwestorzy powinni traktować ją jako przestrogę, by w przyszłości unikać podobnych pułapek i podejmować bardziej wyważone decyzje. Tylko wtedy mogą liczyć na długoterminowy sukces na rynkach kapitałowych.

Więcej informacji na temat ochrony przed oszustwami znajdziesz na stronie https://stop-oszustom.pl/.

Scroll to Top