Nie wierz w te kuszące zniżki – to może być pułapka!
Ciągle mamy coś kupić, ciągle mamy coś zaoszczędzić
Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się wpaść w pułapkę jakiejś „promocji”? Zwabiony obietnicą wielkich oszczędności, a na koniec okazywało się, że tak naprawdę więcej wydałeś, niż zaoszczędziłeś? Cóż, to bardzo popularna sztuczka marketingowa, której nieustannie atakują nas sprzedawcy różnego rodzaju usług i produktów. Niestety, część ludzi daje się na to nabrać, a ja sam kiedyś też byłem jedną z tych ofiar.
Pamiętam, jak kilka lat temu odwiedzałem jeden z większych sieciowych sklepów elektronicznych. Przechodząc między regałami, mój wzrok przykuła wielka neonowa naklejka „WIELKA WYPRZEDAŻ! DO -70% !” Oczywiście, jak każdy normalny człowiek, szukający okazji, ruszyłem prosto w kierunku tej promocji. Zacząłem przeszukiwać półki w poszukiwaniu jakichś perełek. I faktycznie, znalazłem kilka bardzo interesujących produktów, których ceny były naprawdę bardzo atrakcyjne. Bez zastanowienia, chwyciłem kilka z nich i ruszyłem do kasy.
Kiedy nadeszła moja kolej i zacząłem wyładowywać swoje zakupy na taśmę, miła kasjerka zaczęła przeliczać mój rachunek. W pewnym momencie podniosła wzrok znad ekranu i z uśmiechem oznajmiła: „Świetny wybór! Łącznie będzie to 986 złotych”. Momentalnie poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Przecież te produkty miały być przecenione nawet o 70%! Jak to możliwe, że zapłacę prawie 1000 złotych?
Szybko zacząłem przeglądać paragony, aby zweryfikować, czy te produkty faktycznie były tak przecenione, jak obiecywała naklejka. I okazało się, że tylko niektóre z nich miały obniżki, ale nie aż tak spektakularne, jak twierdzono. Reszta była w regularnych cenach. Zostałem zwyczajnie nabrany na tę promocję. Zrezygnowałem z większości zakupów i wyszedłem ze sklepu z lekkim niedosytem, ale za to z pełniejszym portfelem.
Sprzedawcy mają swoje sposoby
To przykre doświadczenie nauczyło mnie, że nie można ufać bezkrytycznie nawet największym i najbardziej znanym markom. Sprzedawcy mają całe mnóstwo sposobów, aby nas zwabić do zakupu. Czasem jest to obietnica wielkich oszczędności, a czasem kusząca gratyfikacja w postaci drobnego upominku. Najczęściej jednak chodzi o to, aby nas złapać na jakimś „haczyk” i w konsekwencji zmusić do wydania większej ilości pieniędzy, niż pierwotnie zamierzaliśmy.
Jednym z częstych chwytów jest umieszczanie na ekspozycjach pozornie atrakcyjnych promocji, które w rzeczywistości nie są tak korzystne, jak mogłoby się wydawać. Wielu sprzedawców umieszcza na przykład obok siebie dwa produkty – jeden po regularnej cenie, a drugi z dużą obniżką. Taka kompozycja ma na celu sugerowanie, że ten z obniżką to świetna okazja. Ale gdy przyjrzymy się bliżej, okazuje się, że ten „przeceniony” produkt wcale nie jest tak atrakcyjny cenowo, jak mogłoby się wydawać.
Innym sposobem jest oferowanie bonusów lub dodatkowych usług w zamian za wybranie określonej oferty. Na przykład firma oferująca dostawę energii elektrycznej może zaproponować „stałą cenę na 3 lata” oraz dodatkowo „darmowego elektryka w razie awarii” czy „bon na zakupy w naszym sklepie”. Brzmi świetnie, prawda? Niestety, często okazuje się, że te „dodatkowe korzyści” są wkalkulowane w cenę, co oznacza, że w rzeczywistości za nie płacimy.
Podstępne oferty operatorów energetycznych
Najlepszym przykładem takich „kuszących” ofert są właśnie propozycje od różnych dostawców energii elektrycznej. Całkiem niedawno moi znajomi z Wielkopolski zaczęli skarżyć się, że firma Enea proponuje im nową taryfę z „gwarancją stałej ceny na 3 lata”. Brzmi naprawdę świetnie, prawda? Nikt nie lubi niespodziewanych podwyżek, a wizja stabilnych rachunków przez najbliższe 36 miesięcy z pewnością kusi.
Dodatkowo Enea obiecuje, że w ramach tej oferty obniży nam opłatę handlową o 10 zł miesięcznie. A na dokładkę, jeśli zdecydujemy się na e-fakturę, to dostaniemy 200 zł bonu do wykorzystania w sklepie internetowym tej firmy. Wow, faktycznie wygląda to naprawdę korzystnie! Aż chce się od razu podpisać tę umowę.
Niestety, jak to często bywa w przypadku tego typu ofert, ukryty jest w niej pewien haczyk. Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Zgodnie z analizą przeprowadzoną przez portal Subiektywnie o Finansach, ta oferta Enei wcale nie jest tak korzystna, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Po pierwsze, ta gwarancja stałej ceny energii elektrycznej nie obejmuje opłat za jej dystrybucję. A te w ostatnim czasie również regularnie rosną, niezależnie od ceny samej energii. Oznacza to, że nawet jeśli przez 3 lata nie zapłacimy więcej za sam prąd, to i tak nasz rachunek będzie rósł z powodu wyższych opłat dystrybucyjnych.
Po drugie, ta obniżona o 10 zł opłata handlowa wcale nie jest tak atrakcyjna, jak mogłoby się wydawać. Obecnie w ramach taryfy regulowanej przez Urząd Regulacji Energetyki nie płacimy żadnej opłaty handlowej. A w ofercie Enei, pomimo tej „obniżki”, wciąż będziemy musieli to robić – w wysokości niemal 20 zł miesięcznie. Czyli de facto za możliwość korzystania z „gwarancji ceny” zapłacimy dodatkową opłatę, która w skali roku sięgnie prawie 240 zł.
I na koniec, ów 200-złotowy bon na zakupy w sklepie internetowym Enei to tak naprawdę nic innego, jak kolejna obietnica „czegoś za darmo”. Oczywiście, jeśli bardzo potrzebujemy nowego czajnika lub żelazka, to możemy z tego kuponu skorzystać. Ale warto pamiętać, że w rzeczywistości zapłacimy za ten „prezent” w postaci wyższej opłaty handlowej przez kolejne 2 lata.
Nie daj się nabrać na pozorne oszczędności
Po dokładnej analizie tej oferty Enei okazuje się, że wcale nie jest ona tak korzystna, jak próbują nam wmówić. Owszem, możemy przez 3 lata uniknąć podwyżek ceny samej energii elektrycznej. Ale w zamian będziemy musieli zapłacić wyższe opłaty handlowe, a do tego nasze rachunki i tak będą rosły z powodu rosnących cen dystrybucji.
Wychodzi na to, że te wszystkie „dodatkowe korzyści” w rzeczywistości są jedynie przykrywką dla ukrytych kosztów, które finalnie i tak będziemy musieli ponieść. I choć na pierwszy rzut oka oferta Enei wygląda naprawdę atrakcyjnie, to po bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że to nic innego, jak pułapka zastawiona na naiwnych konsumentów.
Niestety, takie nieetyczne praktyki są niestety bardzo powszechne na rynku. Nie tylko w sektorze energetycznym, ale także w wielu innych branżach. Firmy nieustannie próbują nas przekonać, że ich oferta to „nie do odrzucenia okazja”, a w rzeczywistości chodzi po prostu o zwiększenie własnych zysków kosztem naiwności klientów.
Dlatego zawsze, niezależnie od tego, z jaką ofertą się spotkamy, warto dokładnie przeanalizować wszystkie jej aspekty. Nie dajmy się zwieść pozornym oszczędnościom czy gratyfikacjom – zamiast tego sprawdźmy, czy faktycznie będziemy na nich zyskiwać, czy może to jedynie kolejna pułapka zastawiona przez sprytnych sprzedawców.
Pamiętajmy też, że nie musimy godzić się na takie praktyki. Jeśli czujemy, że jesteśmy ofiarą manipulacji, zawsze możemy zrezygnować z danej oferty i poszukać alternatywnych rozwiązań. Warto być czujnym i nie ulegać presji sprzedawców, nawet jeśli na pierwszy rzut oka ich propozycja wydaje się bardzo korzystna.