W dobie cyfrowej rewolucji, gdy internet stał się głównym kanałem komunikacji i informacji, narasta problem fałszywych reklam wykorzystujących wizerunki znanych osób bez ich zgody. Jednym z najbardziej alarmujących przykładów jest sprawa profesora Krzysztofa Bieleckiego, który padł ofiarą oszustwa reklamowego.
Kradzież wizerunku profesora Bieleckiego
Profesor Krzysztof Bielecki, ceniony chirurg-onkolog, stał się ofiarą bezprawnego wykorzystania jego wizerunku i głosu w reklamie podejrzanego suplementu diety. Jak relacjonuje sam poszkodowany, jego zdjęcie i wypowiedzi zostały bezprawnie użyte do promocji produktu przedstawianego jako „innowacyjny lek” na poprawę funkcjonowania układu krążenia.
„Ukradziono mój wizerunek, ukradziono mój głos. To nie jest moja inicjatywa. To jest brutalne podszycie się, wykorzystanie mojej sylwetki” – podkreśla z oburzeniem profesor Bielecki.
Reklamę tę wyświetlano wybranym użytkownikom popularnych serwisów społecznościowych, co miało na celu zwiększenie sprzedaży tego niesprawdzonego i niebezpiecznego produktu. Profesor zgłosił tę sprawę na policję, jednak po miesiącu postępowanie zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców.
Dziennikarze Uwagi TVN przeprowadzili szczegółową relację z tej sprawy, w której profesor Bielecki wyraźnie podkreśla, że nigdy nie występował w reklamach i nie ma nic wspólnego z promowanym preparatem.
Mechanizm działania oszustów
Analiza tej sytuacji wskazuje na złożony mechanizm działania oszustów wykorzystujących wizerunki znanych osób. Jak tłumaczy dziennikarz Michał Istel z portalu Konkret24, kluczowe jest sprawdzenie źródła reklamy:
„Kiedy przeglądamy sobie Facebooka czy inne media społecznościowe i wyświetla nam się reklama, warto zawsze zwrócić uwagę na źródło. Powinno nas zaniepokoić, co to jest za strona. Ona nie ma polskiej nazwy, więc jedyne co możemy zrobić to wpisać ją albo do wyszukiwarki Google, albo na Facebooku.”
Dalsze dochodzenie wykazało, że reklama przekierowywała na stronę internetową, która w rzeczywistości sprzedawała nakrycia głowy, a nie deklarowany suplement diety. Ponadto, numer telefonu na stronie internetowej zaczynał się od kierunkowego 86, co sugerowało, że produkt mógł pochodzić z Chin.
Jak twierdzi Szymon Cienki, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego, taka sytuacja, gdy producent nie chce przedstawić dowodów na bezpieczeństwo produktu, zdarza się relatywnie często. Przepisy bowiem nie dają wystarczających narzędzi, aby odmówić wpisania suplementu diety do rejestru, o ile zgłoszenie zawiera wszystkie wymagane dane.
Ofiary oszustw reklamowych
Problem fałszywych reklam wykorzystujących wizerunki znanych osób dotknął nie tylko profesora Bieleckiego, ale również dziennikarkę Ewę Drzyzgę. Jak relacjonuje sama zainteresowana:
„Wielokrotnie wykorzystano moje zdjęcia, żeby spreparować reklamę rzekomo działającego środka na odchudzanie. Miałam odciętą głowę ze swojego zdjęcia i wklejoną w postać osoby, która pracuje w konkurencyjnym programie śniadaniowym.”
Krajowa Izba Lekarska zwróciła się nawet do stacji telewizyjnej z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego Ewa Drzyzga, prowadząca program medyczny, miałaby reklamować niesprawdzone suplementy diety.
Jak podkreśla Michał Istel, rozwój nowych technologii, w tym sztucznej inteligencji, sprawi, że coraz częściej będziemy narażeni na fałszywe publikacje. Dlatego przeglądając internet, warto zwracać uwagę na szczegóły i dokładnie wszystko sprawdzać.
Zagrożenia dla konsumentów
Skutki takich oszustw reklamowych mogą być szczególnie niebezpieczne dla konsumentów, którzy ufają znanym autorytetom medycznym, takim jak profesor Bielecki. Jak stwierdza sam poszkodowany:
„Mnie ciężko jest obrazić, ale tu chodzi głównie o chorych, o pacjentów, którzy widząc mnie, słysząc nazwisko, ufają mi. Dziwię się tylko, że struktury w państwie, które powinny czuwać nad naszym bezpieczeństwem, są bezradne. To jest zagrożenie.”
Ponadto, produkty promowane w tych fałszywych reklamach mogą stanowić realne zagrożenie dla zdrowia, ponieważ nie były poddawane wcześniejszym badaniom bezpieczeństwa. Jak zauważa Szymon Cienki, odpowiedzialność za bezpieczeństwo danego produktu spoczywa na osobie, która wprowadza go do obrotu, czyli w tym przypadku na dystrybutorze.
Niestety, ustalenie tożsamości prawdziwego producenta tych nielegalnych suplementów okazało się niezwykle trudne. Dziennikarze dotarli do biura dystrybutora w Warszawie, które okazało się być wirtualnym adresem, prawdopodobnie wykorzystywanym tylko do rejestracji spółki.
Podsumowanie
Sprawa profesora Bieleckiego stanowi alarmujący przykład rosnącego problemu fałszywych reklam wykorzystujących wizerunki znanych osób bez ich zgody. Mimo zgłoszenia sprawy na policję, postępowanie zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców.
Działania oszustów reklamowych stwarzają realne zagrożenie dla konsumentów, którzy ufają znanym autorytetom medycznym. Ponadto, produkty promowane w tych fałszywych reklamach mogą stanowić poważne ryzyko dla zdrowia, ponieważ nie były poddawane wcześniejszym badaniom bezpieczeństwa.
Rozwój nowych technologii, w tym sztucznej inteligencji, sprawi, że coraz częściej będziemy narażeni na fałszywe publikacje. Dlatego przeglądając internet, warto zwracać uwagę na szczegóły i dokładnie wszystko sprawdzać, aby uniknąć stania się ofiarą takich oszustw.
Niestety, struktury państwowe, które powinny czuwać nad naszym bezpieczeństwem, wydają się bezradne w walce z tym problemem. To stawia pod znakiem zapytania skuteczność obecnych regulacji prawnych w ochronie konsumentów przed nieetycznymi praktykami firm.
Chociaż sprawa profesora Bieleckiego pozostaje nierozwiązana, jego odwaga w publicznym potępieniu tych działań może zainspirować innych do przeciwstawiania się tego rodzaju oszustwom reklamowym. Warto również pamiętać, że na stronie stop-oszustom.pl można znaleźć więcej informacji i wskazówek, jak chronić się przed tego typu nielegalnymi praktykami.